noc w Horombo należała do najgorszych w moim życiu......
pod wieczór było już bardzo chłodno więc ubraem się na gotowo i wskoczyłem do śpiwora...
popełniłem błąd taktyczny i złamałem zasadę ubierania się w miarę wychłodzenia....
na początku było błogo...ale potem się zaczęło....
o śnie można pomarzyć....wszyscy kręcą się tylko z boku na bok...
cholernie zimno.....
za to ranek boski....zero chmurek widoczki przepyszne i lód na ziemii wszystko zmrożone...
rano spokojnie coś koło -10.......
później łojenie do obozu Kibo do wysokości 4740 m.....Swietna trasa co tu dużo mówić...
Philip ciągle do mnie pole pole....zwolnij bracie mówi....
drogę zrobiłem w 5 godzin...przed samym obozem niespodzianka....zaczął padać grad...
Kili całe w chmurach....
muszę powiedzieć szczerze, że na początku trochę mnie przytkało i bolała mnie głowa ale później szło jak z płatka....o 14 w obozie....to jeden wielki murowany budynek...standart jak w naszych schroniskach tatrzańskich....po lekkim posiłku do wyra...o 24 wyjściowy atak szczytowy!